GKS Tychy mistrzem finału - JKH GKS Jastrzębie na krok od sukcesu
GKS Tychy po raz jedenasty zdobywcą Pucharu Polski. JKH GKS Jastrzębie po raz drugi z rzędu przegranym finalistą tych rozgrywek.
GKS Tychy po raz jedenasty zdobywcą Pucharu Polski. JKH GKS Jastrzębie po raz drugi z rzędu przegranym finalistą tych rozgrywek. To rozstrzygnięcia poniedziałkowego meczu o trofeum w Krynicy, które zakończyło się wygraną derbowych rywali wynikiem 3:1 (0:0, 1:0, 2:1). Nasz zespół ''dał z wątroby'' w tym spotkaniu (szczególnie w końcówce), ale za późno zdołał napocząć konkurentów, którzy - jako wyżej sklasyfikowani - odpoczywali o dobę dłużej. No cóż - na kolejną zdobycz do gabloty na Jastorze będziemy musieli poczekać co najmniej do 2025 roku. Naszym chłopakom dziękujemy za walkę, a kibicom - za wsparcie do ostatniej sekundy.
Pierwsza tercja rozpoczęła się od mocnego uderzenia ze strony naszej drużyny, ale znany nam doskonale Tomasz Fucik nie dał się zaskoczyć. ''Z okrążenia'' podopieczni Pekki Tirkkonena wyrwali się dopiero około piątej minuty, od której widowisko wyrównało się. Paradoksalnie jednak, najlepszą sytuację do otwarcia wyniku mieliśmy po krótkim okresie inicjatywy tyszan, gdy Martin Kasperlik - nieco niespodziewanie dla samego siebie - znalazł po poślizgu rywala się sam na sam przed Fucikiem. Niestety, ''Kaspi'' nie wykorzystał znakomitej okazji - mógł strzelać, podawać lub kiwać, ale ostatecznie wypuścił gumę, która padła łupem golkipera. Po tej sytuacji za bramką Tychów doszło do szarpaniny, w efekcie której na ławkę kar powędrowali Samuel Petras i Alan Łyszczarczyk. Było to o tyle kuriozalne, że nasz zawodnik... został zaatakowany i sprowadzony do parteru, a mimo to zdaniem arbitrów przewinił podobnie jak konkurent. W 16. minucie kunsztem bramkarskim popisał się z kolei Vilho Heikkinen, znakomicie zatrzymując bardzo ładną, trójkową akcję napadu obrońców trofeum. Na finiszu premierowej partii więcej roboty ponownie miał Tomasz Fucik, którego w ciągu minuty trzykrotnie sprawdził Mark Kaleinikovas. Ostatecznie jednak na pierwszą przerwę obie ekipy zjechały z bezbramkowym wynikiem.
Chociaż w drugiej tercji doczekaliśmy się otwarcia wyniku, to emocji było mniej, niż w premierowej partii. Tyszanie narzucili swój styl gry, a naszemu zespołowi przydarzyła się wyraźna ''zadyszka'', czego efektem był nie tylko stracony gol, ale również kara ''za sześciu na lodzie''. Pierwsze poniedziałkowe trafienie w Krynicy okazało się być dziełem Joony Monto, który wykazał się zarówno sprytem, jak i kapitalnym przeglądem pola. Po strzale z dystansu Bartłomieja Jeziorskiego guma wypadła bowiem za jastrzębską bramkę, gdzie przejął ją Monto. Nasza defensywa spodziewała się podania, a tymczasem Fin wyjechał przy prawej ręce Heikkinena i uderzył przy krótkim słupku. W kolejnych minutach rywale utrzymywali inicjatywę, ale nasz golkiper spisywał się bardzo pewnie. Na finiszu drugiej odsłony podopieczni Roberta Kalabera wrócili do gry na swoim poziomie, co od razu odczuł Fucik, zmuszony do interwencji po strzałach Hannu Kuru i Nikiego Blomberga. Nie były one jednak na tyle skuteczne, aby doprowadzić do wyrównania.
O losach pojedynku zadecydowała zatem trzecia część finału. Tyszanie kontynuowali ''swoje'', nie łapiąc kar i skutecznie wytrącając nasz zespół z uderzenia. ''Pomagała'' w tym zresztą nie do końca umiejętnie zamocowana bramka, co kilka minut wyskakująca z mocowań po trąceniach Tomasza Fucika. Początek trzeciej tercji należał do podopiecznych Kalabera, ale w 44. minucie to przeciwnik zadał - jak się wydaje - decydujący cios. Po akcji Filipa Komorskiego oraz obronie Heikkinena w dobrym miejscu i czasie znalazł się Rasmus Heljanko i skuteczną dobitką podwyższył prowadzenie tyszan. Przez kolejne dziesięć minut oglądaliśmy wymianę ciosów, ale bez klarowniejszych akcji. W końcu na finiszu nasz zespół postawił wszystko na jedną kartę. Na trzy minuty przed syreną Robert Kalaber zdjął z tafli Vilho Heikkinena, a jego podopieczni wreszcie skutecznie zamknęli przeciwnika w jego tercji. Napór przyniósł skutek w 58. minucie, gdy po bombie Aleksiego Makeli spod niebieskiej Vratislav Kunst zdobył kontaktowego gola. Nasz zespół wyraźnie ''poczuł krew'' i kontynuował oblężenie, ale Tomasz Fucik nie skapitulował po raz drugi. Możemy żałować, że dopiero w samej końcówce JKH GKS tak mocno przycisnął rywala... Na piętnaście sekund przed końcem tyszanie w końcu wyrwali się ze swojej tercji i na raty pocelowali do opuszczonej jastrzębskiej bramki. Wyrok wykonał ten sam Komorski, który przed rokiem zdobył decydującego gola w dogrywce...
30 grudnia 2024, Krynica, 18:30
GKS Tychy - JKH GKS Jastrzębie 3:1 (0:0, 1:0, 2:1)
1:0 Monto - Jeziorski 26:51
2:0 Heljanko - Komorski - Łyszczarczyk 43:41
2:1 Kunst - Makela - Ronkainen 57:50 6/5
3:1 Komorski - Heljanko - Lehtonen 59:45 5/6
JKH GKS Jastrzębie: Heikkinen - Ronkainen, Makela, Kaleinikovas, Kuru, Pulkkinen - Żurek, Bagin, Kasperlik, Kiełbicki, Petras - Górny, Blomberg, Urbanowicz, Ł. Nalewajka, Ślusarczyk - Kunst, Hanzel, R. Nalewajka, Szczerba, Zając.
Fot. Facebook / Polski Hokej
Przeczytaj pełny artykuł ze źródła:
Sprawdź podobne:
jesteś gościem
lub dodaj jako gość
Ciekawy temat? Rozpocznij dyskusję. Zostaw komentarz...